piątek, 23 stycznia 2015

Tego kraju nie da się nie "kochać".

No i przyleciałam do naszego kraju. Już na samym lotnisku czekała na mnie niemiła niespodzianka, związana z przebudową lotniska. Wszędzie panował chaos i zamieszanie. Facet na odprawie popatrzył na mnie jakbym była córką Bin Ladena, jego mina była pełna nienawiści (mam nadzieję, że się nie wyspał, bo jeżeli ma tak zawsze to powinien zmienić pracę). No a potem to już poleciało: godzina postoju na parkingu pod lotniskiem 20 zł, pierwsze najpotrzebniejsze zakupy 160 zł, dentysta 120 zł, komentarz starszej Pani na przystanku:1. Szok, a to dopiero 2 dni. No i jak tu nie" kochać" tego kraju? Dobrze, że chociaż radość wnuczki jest bezcenna .

poniedziałek, 19 stycznia 2015

Służba zdrowia.

Ile to ja się nasłuchałam w kraju o fatalnej służbie zdrowia w UK. Najwięcej oczywiście mieli do powiedzenia głównie Ci, którzy tu nigdy nie byli. Będąc tu moja córka w pracy stanęła niefortunnie na deskę z gwoździem, który wbił się jej w stopę. Udała się do szpitala na ostry dyżur, gdzie po 15 minutach została przyjęta. Zrobiono jej prześwietlenie stopy, dostała zastrzyk przeciwtężcowy, dostała antybiotyk na 5 dni i reklamówkę opatrunków, oczywiście wszystko za darmo. Wczoraj mój zięć poparzył się w pracy gorącym olejem, udał się do przychodni, gdzie opatrzono mu ranę. Dostał maść i opatrunki do domu (oczywiście za darmo) i ma pojawić się do kontroli za dwa dni. Będąc w Polsce nie raz korzystałam z ostrego dyżuru w szpitalu czekając od kilku do kilkunastu godzin, gdzie po byle jakich oględzinach lekarza musiałam szukać nocnej apteki żeby wykupić lekarstwa, za które zawsze słono płaciłam. Leki które się okazywały nie skuteczne i nie pomagały wyrzucałam i szłam po nowe do lekarza , znowu do apteki i znowu płaciłam. W Belfaście lekarstwa są za darmo i dostaje się tyle tabletek na ile dni wypisał lekarz, nie marnuje się ani leków ani pieniędzy. Łatwo wypisywać co raz to nowe specyfiki jak płaci za nie klient. Tu za leki płaci państwo i może dlatego nie ma korupcji i przekupstwa sieci farmaceutycznych, ani tysiąca leków takich samych pod różnymi nazwami i za różne pieniądze. Da się? A no da się. Do dziś nie rozumie dlaczego nie weźmiemy dobrego przykładu z państw które sobie świetnie radzą ze służbą zdrowia, a za to wiecznie tworzymy jakieś chore listy leków refundowanych, w których się już wszyscy pogubili łącznie z ministrem zdrowia.

Uśmiech...

Za dwa dni jadę do Polski. Z jednej strony cieszę się ze spotkania z rodziną, moją ukochaną wnusią i przyjaciółmi, a z drugiej strony przeraża mnie ogrom spraw jakie mam do załatwienia połączonych z definitywnym wyjazdem i moją chorobą. Przeraża mnie ten kraj pieczątek i zaświadczeń. Przeraża mnie tak często spotykana bezmyślność i związana z tym moja bezsilność. Tutaj wszystko jest inaczej, jakoś tak spokojniej, łatwiej, prościej. Po trzech miesiącach pobytu w Belfaście jestem dziwnie wyciszona i wypoczęta. Mam wrażenie, że tutaj nikt się nie spieszy, nie goni, nie denerwuje. Na ulicach nikt na nikogo nie trąbi, w sklepach, w kolejkach do kasy widzę cierpliwych i uśmiechniętych ludzi. Nikt nie stoi za plecami, nie wzdycha i nie komentuje.Ostatnio przyłapałam się na tym, że idąc ulicą uśmiecham się, a krzątając się po kuchni podśpiewuję sobie, Boże nie robiłam tego od wielu lat. Nie mówię że tu jest raj, ale na pewno jest jakoś tak normalniej. Nie wiem co stało się w Polsce, że zniknęła ta normalność, a na jej miejsce pojawił się jakiś chory pęd nie wiadomo do czego. Cały czas musi być szybciej, lepiej i więcej.Cały czas czuje się ten oddech na plecach. Myślę, że przez to wszystko jesteśmy coraz bardziej znerwicowani i coraz mniej uśmiechnięci. Spotkałam się już nie raz z opinią, że jesteśmy smutnym narodem, chyba coś w tym jest...

środa, 14 stycznia 2015

Kaktusy.

No i w Belfaście spadł śnieg, chyba z pół centymetra, ale spowodował nie lada zamieszanie. Wszędzie na ulice wyjechały solarki i solą jak szalone, bo jest ślisko, a samochody tutaj nie mają opon zimowych tylko całoroczne. Na mieście już po świętach, dekoracje świąteczne zastąpiły dekoracje walentynkowe. Wszędzie pojawiają się serduszka, czerwone buźki itp.Miłość w mieście kwitnie i czuć ją w powietrzu. Nawet w restauracjach pojawiło się meni walentynkowe ;). Ja wybrałam się do Ikei po nowe doniczki i ziemię do kwiatów, ponieważ chcę przesadzić kaktusy które niesamowicie urosły (czyżby lubiły ten klimat?). Pogoda pochmurna, wieje i co jakiś czas pada śnieg z deszczem brrr. Pochodziłam sobie po Ikei, pooglądałam ładne rzeczy, kupiłam doniczki, ale nigdzie nie mogłam znaleźć ziemi. Chodziłam w kółko, aż znalazłam obsługę sklepu i nieudolnie powiedziałam co chcę kupić. Pani popatrzyła na mnie jak na zjawisko i pokazała mi stos paczek ułożonych jedna na drugiej. Podziękowałam i zaczęłam oglądać z zaciekawieniem pakunek. Wyglądał tak jakby ktoś zapakował trzy prostokąty w kształcie cegły w kolorze orzecha kokosu i był bardzo lekki. Ponieważ kosztował niedużo to kupiłam. Gdy przyjechałam do domu i przetłumaczyłam instrukcję obsługi, okazało się że do jednej kostki trzeba wlać 3 litry wody, wymieszać, i co? pojawiła się czarna ziemia. Niesamowite! Te 3 kostki warzące niecały kilogram po zmieszaniu z wodą dają 20 litrów ziemi, jakie to proste i wygodne, a ja całe życie targałam worki z ziemią na trzecie pięto po schodach. Człowiek się uczy całe życie. No i teraz moje kaktuski stoją dumnie na parapecie w kuchni.


wtorek, 13 stycznia 2015

Dziwne...

Im dłużej jestem w Belfaście tym bardziej mnie fascynuje i zadziwia. Ludzie tu są niesamowici, z niczym nie ma problemu. Nieraz widziałam kobiety idące do sklepu w pidżamie i szlafroku, ale dziś to mnie zamurowało. Stoję sobie na przystanku i czekam na autobus, na przeciwko zatrzymuje się samochód i wysiada z niego dziewczyna w samych skarpetkach , podbiega truchtem do bankomatu, wypłaca pieniądze, a potem jakby nigdy nic wsiada do auta i odjeżdża, szok! tak bardzo się jej spieszyło, że zapomniała butów? Nadmienię, że jest styczeń i około +5 stopni, szczęście że nie padało. Na mieście też dziś widziałam dziewczynę w cieniutkiej bluzeczce, bezrękawniku i wysokich sandałach, bez skarpetek na bose nogi. Czy oni tu nie chorują ? Inna rzecz, która zwróciła moją uwagę to żebrzący mężczyźni, rzadko kobiety, a nigdy kobiety z dziećmi. W Polsce na ulicach widuje się głównie kobiety z biednymi dziećmi, a tu proszę funkcję tą przejęli faceci. Jak się okazało, kobiety dostają tu benefity , które swobodnie wystarczą na życie, więc jak któraś żebra to znaczy, że nie daje sobie rady i zabiorą jej dzieci. Da się...?




niedziela, 11 stycznia 2015

Życie...


Irlandia Północna, dziwne państwo. Gdy ktoś mnie pyta gdzie teraz żyję, nigdy nie wiem jak mam odpowiedzieć. W Anglii nie bardzo, bo wszyscy kojarzą ją z tą wyspą, gdzie leży Londyn, w Irlandii, też nie bo kojarzy się z Dublinem i euro, a tu walutą jest funt. A więc chyba żyję w UK na wyspie irlandzkiej. Trochę to poplątane jak moje życie. Do tej pory byłam obywatelem Europy, mieszkałam w samym jej sercu i co? zostałam wyspiarzem. Żyłam na południu polski blisko gór, a teraz mieszkam nad samym morzem. Powietrze jest tu fantastyczne, można oddychać całą piersią a rano budzi mnie krzyk mew, ale pogoda nie jest zbyt ciekawa, bardzo często mocno wieje od morza i ciągle pada. No cóż, coś za coś...Kiedyś Anglia czy Irlandia były dla mnie krajami nie dostępnymi i nie osiągalnymi, nigdy nie pomyślałabym, że kiedykolwiek będę tu żyć.Myślałam,   że nasze pokolenie będzie miało inaczej, bo to przecież nasi rodzice i dziadkowie wyjeżdżali do Ameryki  by nam żyło się lepiej. Myślałam, że na starość będę miała mały domek z ogródkiem, żeby moje dzieci i wnuki mnie odwiedzały i cieszyły się całą rodziną. Myślałam, że jak w latach 90-tych nastąpiła demokracja to tak będzie, a za granicę będziemy wyjeżdżać tylko na wczasy. Ale wyszło jak zwykle, po 25-u latach demokracji nadal się emigruje, żeby żyło się lepiej, a dzieci i wnuki ogląda się na skype. Dobrze, że technika chociaż poszła tak do przodu i nie trzeba czekać kilka godzin na telefon. Myślę, że nie o to nam wszystkim chodziło. Życie....






sobota, 10 stycznia 2015

Funerland ;)


W ramach rozrywki rodzinka zabrała mnie do Funderlandu   ( wesołego miasteczka ). Istne szaleństwo, nie pamiętam kiedy ostatnio tak się śmiałam, aż do bólu brzucha i tak krzyczałam, aż dostałam chrypki. Polecam wszystkim na odstresowanie, zły humor i chandrę, najlepsze lekarstwo na świecie. Lekarstwo dla ciała, a dla duszy niesamowite widoki z wielkiego Diabelskiego Młyna. Koniecznie muszę to powtórzyć !




środa, 7 stycznia 2015

Bangor.

Ponieważ na razie nie pracuję i mam dużo wolnego czasu, więc żeby go nie marnować postanowiłam zwiedzić okolice. Wybrałam się na wycieczkę do Bangoru, miasta oddalonego o 19 km od Belfastu. Malowniczy Bangor leży nad kanałem łączącym Morze Irlandzkie z Oceanem Atlantyckim.Znajduje się tu mały port morski i jachtowy z siedzibą Royal Ulster Yacht Club, który na pewno warto zobaczyć. Obok portu, wzdłuż morza rozciąga się piękny deptak z którego można podziwiać z jednej strony zacumowane jachty a z drugiej strony piękne kolorowe kamienice. Idąc dalej w kierunku centrum znajduje się Ward Park, gdzie można zobaczyć staw z kaczkami, plac zabaw, korty tenisowe, boiska sportowe i liczne trasy spacerowe. Jest to idealne miejsce zarówno dla rodzin z dziećmi jak i osób w każdym wieku. Natomiast jeżeli ktoś preferuje krótkie spacery wśród kwitnących kwiatów to zapraszam do Castle Walled Garden. Ogród jest pięknie utrzymany, w środku znajduje się kawiarnia, wstęp wolny a obok parking. Doskonałe miejsce dla mniej aktywnych i nie lubiących hałasu. A jeżeli ktoś lubi miejsca bardziej historyczne to koniecznie trzeba zobaczyć North Down Muzeum, które opowiada historię okolicy North Down z epoki brązu do dnia dzisiejszego. Każdy sala poświęcona jest konkretnej epoce dziejów.Muzeum jest darmową atrakcją w samym centrum miasta, położoną na tyłach Ratusza, imponującego budynku z 1852 roku.  A jeżeli chodzi o bardziej duchową stronę to proponuję zwiedzić opactwo w Bangor. Budynek Kościoła ewaluował na przestrzeni wieków, zniszczony przez ataki Wikingów i ponownie zbudowany przez Szkotów Ulsterskich  w 1600 roku. Dziś pozostaje kluczową częścią wspólnoty chrześcijańskiej Bangor. Obok Kościoła znajduje się cmentarz, który ma wiele ciekawych nagrobków, w tym nagrobki dwóch osób z Tytanica: asystenta chirurga i członka załogi. Stojąc przed zimnymi budynkami z kamienia zastanawiam się jakie to wszystko dziwne, kiedyś Irlandia była dla mnie nieosiągalna a teraz stoję tu i patrzę na budynek którego początki sięgają Wikingów, narodu który znałam tylko z filmów, jak z bajki. Fantastyczne.....












wtorek, 6 stycznia 2015

Nie jesteśmy tacy źli :D

Należę na facebooku do grupy Polacy w Irlandii Północnej. Ludzie zadają tam różne pytania, inni im odpowiadają, pojawiają się ciekawe dyskusje, w sumie fajna i pomocna stronka. Pewnego dnia pojawiło się tam ogłoszenie młodej dziewczyny z synkiem, która prosi o pomoc. Okazało się, że dziewczyna jest w Belfaście od trzech miesięcy i teraz została sama z dzieckiem, ma w domu strasznie zimno i prosi o 20 litrów oleju opałowego, gdyż niedługo wylatuje do Polski bo właściciel domu kupił jej bilet lotniczy a nie ma pieniędzy na opał. Pojawiły się różne komentarze (trochę negatywnych) ale generalnie cała sytuacja wzbudziła ogromne zainteresowanie. Ludzie na stronce szybko się skrzyknęli i okazali dziewczynie niesamowitą pomoc. Skontaktowali się z rodziną dziewczyny w Polsce i Dublinie, zaprosili ją do domu aż do czasu wylotu, a jak się okazało że właściciel domu wcale nie kupił jej biletu zrzucili się na bilet dla niej i jej dziecka. Gdy dziewczyna doleciała do Polski wysłała wszystkim podziękowanie i zdjęcie szczęśliwego synka. Ta cała historia niesamowicie mnie wzruszyła. Myślałam już, że nie warto o nic prosić bo i tak ci nikt nie pomoże, a tu proszę przywrócono mi wiarę w ludzi. Jestem szczęśliwa i dumna z tych młodych ludzi, że tak pięknie potrafili się zorganizować i okazać tak niesamowitą pomoc. Brawo! A mówią, że Polacy (szczególnie za granicą) są dla siebie okropni. Nieprawda, nie dajmy sobie wmawiać mitów, rozejrzyjmy się dookoła siebie, a zobaczmy, że wcale nie jest tak źle.

poniedziałek, 5 stycznia 2015

Nadmierne spożycie tu i tam.

Zastanawiam się nad piciem alkoholu w Polsce i w UK. Często słuchając dziennika w kraju, ekonomiści wmawiali mi, że jesteśmy narodem pijącym bardzo dużo alkoholu. Będąc w Belfaście zauważyłam, że tu w weekend o niczym innym się nie mówi jak tylko o spotkaniu w pubach i piciu. Zaczyna się w piątek a kończy w niedzielę. Na ulicach w weekend widziałam mnóstwo mężczyzn i kobiet po spożyciu znacznej ilości alkoholu. I tak jest co tydzień. Tak sobie myślę, że tu nikt nie robi takich statystyk, bo jakby robił to na pewno nie wypadłby dobrze. To samo dotyczy kierowców po spożyciu. Nigdy nie widziałam tu policji z "suszarką", która zatrzymuje bez podstawy samochód. Tu wszędzie są radary i kamery. Jak ktokolwiek popełni tu wykroczenie to ma duże problemy, a u nas jak ma układy to jest w danym momencie niepoczytalny, a jak nie ma układów to jest przestępcą. Nie to żebym broniła pijanych kierowców, ale po prostu na zachodzie nikt ich nie zatrzymuje i statystycznie jest dobrze. U nas w kraju statystyki też by zmalały, gdyby policja nie zatrzymywała samochodów bez podstawy. Nie jeden kierowca dojechałby do domu bez problemu. A w statystykach nie pisze się czy miał 0,1 promila czy 3 promile. Nie, absolutnie nie bronię pijanych tylko chodzi mi o to, że według statystyk jesteśmy pijackim narodem, a gdzie indziej wcale nie jest lepiej. Myślę, że ludzie tutaj są bardziej karni bo mają więcej do stracenia, a może to kwestia wychowania moralnego i braku chorych układów?  Kiedyś wracałam z centrum miasta do domu autobusem. Obok siedziała całkiem elegancka kobieta około 40-tki, co chwilę wyciągała z siatki z zakupami butelkę wina i pociągała łyczek, byłam w szoku! Więc nie wiem o co chodzi z tym piciem, i gdzie pije się więcej, ale jedno wiem na pewno, wszędzie jest tak samo, tylko zależy jak się to przedstawia ogółowi. Jeszcze raz chcę podkreślić z całą stanowczością, że nie popieram tu ani picia , ani pijących, ale sposób w jaki przedstawia się statystyki i upadla swój naród nie zastanawiając się nad konsekwencjami, i jak nas potem odbierają w innych krajach, nie będąc wcale lepszymi.

niedziela, 4 stycznia 2015

Rozmyślanie...

Tak sobie siedzę i myślę, po co ja właściwie pisze tego bloga, zamiast jak inne normalne babcie ( a jestem już szczęśliwą babcią rocznej cudownej wnusi) robić na drutach, albo piec ciasteczka. No ale cóż próbowałam robić na drutach, próbowałam też wypieków, ale jakoś dziwnie nie miałam do tego serca. Odkąd zaczęłam pisać, zauważyłam, że sprawia mi to ogromną frajdę, nareszcie znalazłam zajęcie, które sprawia mi przyjemność. Jeżeli znajdzie się chociaż jedna osoba, której czytanie mojego bloga poprawi humor to będę bardzo szczęśliwa. Może kiedyś moja wnusia to przeczyta i dowie się coś więcej o swojej babci. Swoją drogą bardzo chciałabym przeczytać bloga mojej babci. Może coś w tym jest...

sobota, 3 stycznia 2015

Wycieczka do Dublina.

Ponieważ Belfast leży niedaleko Dublina postanowiłam wybrać się na wycieczkę i zobaczyć stolicę Irlandii. Miasto bardzo ładne i podobne do Belfastu. Zwiedziłam Dublin Castle, który przez długie 700 lat stanowił znienawidzony przez miejscową ludność symbol brytyjskiego panowania. Dopiero w 1922 roku Irlandczycy doczekali się tutaj długo wyczekiwanej uroczystości przekazania władzy z rąk brytyjskich do irlandzkich. Zamek ten stał się symbolem brytyjskiego ucisku, który przeistoczył się w chlubę miasta. Polecam warto zobaczyć
.Ponieważ po zwiedzaniu zamku bardzo zgłodniałam poszłam do Subway na kanapkę. Bardzo się ucieszyłam gdyż przywitano mnie po Polsku nie musiałam dukać zamawiając kanapkę. Rodacy szybko mnie obsłużyli i dowiedziawszy się skąd jestem gorąco zapraszali mnie na stałe do Dublina bo słyszeli niezbyt dobre opinie o Belfaście. Powiadomili mnie, że Irlandczycy bardzo lubią Polaków i cenią  ich za pracowitość. No cóż w Belfaście mieszkają i Irlandczycy i Anglicy którzy nie bardzo nas lubią przez politykę Tony Blaira. Ucieszyłam się ze spotkania z rodakami i z ich pozytywnego nastawienia, to było bardzo miłe.
Ale wracając do zwiedzania słyszałam dużo o Phoenix Parku największym parku miejskim w europie, którego zwiedzanie może zająć nawet kilka dni, i tam się udałam. W samym centrum parku znajduje się Dublin ZOO, gdzie można podziwiać przeróżne gatunki zwierząt. W parku znajduje się rezydencja prezydenta Irlandii i ambasadora Stanów Zjednoczonych, oraz średniowieczna wieża mieszkalna Ashtown Castle.Na uwagę zasługuje też Papal Cross (krzyż wzniesiony na cześć papieża Jana Pawła II) oraz Phoenix Monument (pomnik z feniksem na szczycie). Ale najbardziej spodobały mi się dzikie daniele, które żyją na wolności w parku. Cudowne miejsce, gdzie można się fantastycznie zrelaksować i gdzie każdy znajdzie coś ciekawego dla siebie.










czwartek, 1 stycznia 2015

Nowy Rok.

No i mamy Nowy Rok.
A ja mam: nowe życie, nowe miasto, nowe mieszkanie i mam nadzieję nową pracę, oraz starą figurę, starą urodę i starego męża ( ale to ostatnie akurat mi pasuje). A propos nowej pracy; byłam w banku założyć konto (bo tu starając się o pracę trzeba mieć konto), poszło szybko i sprawnie. Konto i karta bez żadnych opłat, miło. Następnie udałam się do Job and benefits (tutejszy Urząd Pracy) w celu rejestracji, tu już nie było tak sprawnie. Po kilku dniach dostałam wezwanie z urzędu w celu stawienia się w ciągu 5 dni. Nauczona doświadczenie z kraju, że wezwanie do urzędu to zawsze kłopoty, poszłam z duszą na ramieniu. Może mnie deportują ;). Jakaż była moja ulga, gdy Pani w urzędzie z uśmiechem na twarzy wyjaśniła mi, ze złożyłam podpis nie zgodny z podpisem w paszporcie. Podpisałam się imieniem i nazwiskiem a powinno być nazwiskiem i imieniem. Swoją drogą są bardzo szczegółowi. Wracając do domu  całą drogę zastanawiałam się czego ja się obawiałam, skąd ten dziwny strach, przecież mówiłam prawdę, nic nie kombinowałam a jednak jakiś dziwny niepokój pozostał, chyba jestem za stara na to wszystko....