środa, 31 stycznia 2018

Arendal Norwegia.

Będąc w Norwegii zwiedziłam malownicze miasteczko Arendal, położone na południowym wybrzeżu. Strefa przybrzeżna miasta to niezliczone skaliste wysepki o fantastycznych kształtach, piękne lasy i wzgórza.




 Najstarszą i najbardziej malowniczą częścią miasta jest Tyholmen składający się z górnej i dolnej części. W XVIII i XIX wieku, kiedy to Arendal był jednym z ważniejszych miast Norwegii o świetnie rozwiniętej żegludze i dostępie do najważniejszych centrów handlowych świata, dolną część Tyholmen w pobliżu morza zamieszkiwali kupcy i armatorzy, natomiast w mniejszych domach na wzgórzu mieszkali rzemieślnicy, marynarze i robotnicy. Dziś w dolnej części znajdują się głównie hotele, restauracje i kawiarnie, natomiast górna część pozostała nadal mieszkalna. Tuż obok portu znajduje się stary ratusz. Jest to najwyższy i drugi co do wielkości drewniany budynek w Norwegii. Zbudowany został jako prywatna rezydencja rodziny Kallevigów w 1812-15 roku i był ich własnością do 1844 r. W tym to roku został sprzedany gminie Arendal i do 2005 roku czyli przez blisko 160 lat służył jako centrum administracji miasta. Dziś dom ten jest narodową pamiątką Norwegii. Na dole budynku mieszczą się biura a na pięknym drugim piętrze można wynająć sale na wesela, koncerty, bale, przyjęcia i spotkania.


Będąc w Arendal koniecznie trzeba odwiedzić  Park Narodowy Raet, który ciągnie się wzdłuż całego pasma przybrzeżnego miasta. W parku tym widoczne są ślady epoki lodowcowej, kiedy to olbrzymi lodowiec znajdujący się na tym terenie wycofał się i doprowadził do stworzenia wyjątkowego krajobrazu, który można podziwiać nie tylko latem, ale również zimą. Jet to jedno z najpiękniejszych obszarów nadmorskich w Norwegii.






 






niedziela, 28 stycznia 2018

Moje dzieciństwo.

Myśląc o dzieciństwie zawsze widzę ten sam obraz. Piękny słoneczny dzień, pokój z dębowym stołem i krzesłami, na stole równiutko ułożony biały, szydełkowy obrus, tapczan, trzydrzwiowa dębowa szafa i półka z koronkową, białą serwetą na której stoi radio. W tle słychać audycję "Wesoły autobus" . Wszędzie rozchodzi się zapach Forniru (pasty do mebli). W kuchni mama robi makaron do rosołu a na jej nosie widzę maleńkie kropelki potu, tato siedzi obok i obiera ziemniaki. Ja bawię się z koleżankami pod oknem. Jeszcze teraz słyszę wołanie mamy na obiad.
To wołanie zawsze było nie w porę, zawsze podczas najlepszej zabawy, a że zabawa była cały czas to nigdy nie było odpowiedniego momentu, aby zjeść lub pomóc mamie w zakupach. Pamiętam dzień, gdy mamie udało się mnie w końcu doprosić o pójście do sklepu. Z wielce obrażoną miną poszłam , ale po drodze poskakałam sobie jeszcze z koleżankami w gumy i oczywiście zgubiłam pieniądze. Gdy wróciłam do domu bez kasy i zakupów nie źle mi się oberwało. Rodzice mieli z nami urwanie głowy.
I znów wracam do dzieciństwa i znowu jest piękny słoneczny dzień a ja z koleżankami robię widoczki. Wykopujemy dołki w ziemi, wkładamy świeże kwiaty, przykrywamy szkiełkiem i zasypujemy. Potem biegniemy szybko na nasz ukochany trzepak i wisimy głowami w dół.  Dzieciństwo...piękne, słoneczne i kolorowe było dla mnie tak oczywiste że byłam przekonana że takie jest dla każdego, aż do momentu jak opowiedziałam o obrazie mojego dzieciństwa  koleżance a ona uświadomiła mi że nie każdy ma taki obraz, jej obraz był zupełnie inny pełen strachu i szarości  a ja niby o tym wiedziałem ale nigdy to do mnie nie dotarło aż do tego momentu. Mamo, tato dziękuję Wam za to słońce i te piękne kolory, które wymalowały taki cudowny obraz, obraz mojego dzieciństwa.