poniedziałek, 5 lutego 2018

Grudzień z wnuczkami.


Babcia Teddy, tak to ja, tak nazwała mnie moja wnuczka i tak już zostało.To ja zaszczepiłam w niej miłość do świnki Peppy, a ponieważ ukochaną maskotką Peppy był miś Teddy to pewnie dlatego zostałam tak nazwana z czego jestem niezmiernie dumna. Tak więc korzystając z tego, że zostało mi kilka dni urlopu postanowiłam odwiedzić moje ukochane szkraby a że dziadziuś nie mógł tym razem lecieć ze mną wybrałam się sama z Belfastu w Irlandii Północnej do Arendal w Norwegii. W Amsterdamie miałam międzylądowanie i 3 godziny na zwiedzanie potężnego lotniska, a że był to okres przedświąteczny to było co oglądać. Wieczorem dotarłam do Kristiansand, gdzie czekała moja córcia a stamtąd 30 min samochodem do Arendal. No cóż, tak się życie potoczyło, że aby przytulić ukochane wnuczki muszę odbyć nie lada wyprawę, ale czego nie robi się dla tych małych urwisów, a widząc ich radość warto lecieć choćby na koniec świata.
Arendal jest niewielkim bardzo malowniczym miasteczkiem. Pięknie wyglądał w tym przedświątecznym czasie. Szaleliśmy z wnukami na licznych jarmarkach, festynach, szliśmy w pochodzie szukając Mikołaja, dekorowaliśmy pierniki, zajadaliśmy się ryżem na mleku z cynamonem i masłem (to taki rodzaj świątecznego norweskiego puddingu) robiliśmy chochoła, szaleliśmy na zakupach. To był cudowny, pracowity tydzień, pełen zabawy i radości.

                       Dekorowanie pierniczków.


 Ozdoby świąteczne.


Nasze dzieła.

Ryż z masłem i cynamonem, pychotka.

Jarmark świąteczny.

Szopa z ogniskiem tu można się zagrzać.




Piernikowe serce i chochoł.


 Czyżby Mikołaj nadchodził?


Njsmaczniejsze pierniki na świecie, bo od Mikołaja.


Szalejemy na zakupach.

Piękna zima w Norwegii.




















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz